Ostatnie chwile w hotelu


Minął ostatni tydzień pobytu w hotelu. Najwyższy czas opowiedzieć jak wyglądał. Później zapomnę ale i nie ma czego pamiętać.
Znowu ciemno. To już chyba jakieś fatum. Rozumiem, że w czasach mieszkania w piwnicy spędzałem większość dnia w ciemnościach, ale powoli zaczynam odnosić wrażenie, że każdy amerykański hotel ma jeden pokój specjalnie dla mnie. Taki bez światła, żebym czuł się jak w domu. 
Z oknami zawsze jest słabo. Zazwyczaj widok mam na ścianę budynku, toaletę albo śmietnik. 
Tym razem luksusowo. Widok na parking. Niestety okienko malutkie, w samym rogu, więc światła za dużo nie wpada. 
Amerykanie mają też problem z poprowadzeniem przewodu w suficie i montażem prawdziwego żyrandola. Wolą rozstawić kilka lampek na rogach pomieszczenia i rozświetlić sobie te rogi, a że centrum pokoju pozostaje ciemne to już trudno.
Jest też parę ciekawych patentów.
Poniżej centrum dowodzenia toaletą. Przełącznik obsługuje wentylację. Do niego nic nie mam poza tym, że wentylacja strasznie hałasuje. Ciekawsze jest pokrętło obok. To wyłącznik światła. Czasowy. Pełny przebieg to około 3 minuty. Wystarczy na siku. Poważniejsze zadania kończę w ciemnościach.

Drzwi łazienkowe są solidne, grube, ciężkie i lubią się zacinać.
Na wszelki wypadek, gdyby trzeba było wzywać pomocy do toalety chodzę z telefonem.
















Jest i klima.
Ustawiona tak, że jeśli siedzisz przy biurku wieje prosto na Ciebie. Przycisk Fan Speed sugeruje, że można ustawić prędkość nawiewu. Nic bardziej mylnego. Tym przyciskiem można jedynie wybrać, która z trzech lampek ma być włączona. Wentylator zawsze wali z pełną mocą.
Kratka zainstalowana nad łóżkiem to majstersztyk współczesnej technologii. Wykrywa kiedy się kładę i atakuje strumieniem zimnego powietrza. Chwilę trwa ta nierówna walka. Albo ja zejdę z łóżka, albo powietrze w kratce się skończy. Nawet jeśli wygram bitwę, to do wygrania wojny jeszcze daleko. Gdy zasypiam, atak zostaje powtórzony.

Na parterze jest siłownia, ale żeby zrobić tam trening, trzeba wykazać się nie lada wyobraźnią, zresztą poniżej zdjęcie przykładowego urządzenia treningowego.
Ostatniego dnia pobytu zrobiłem pranie. Teraz już podchodzę do tematu profesjonalnie. Umiem obsłużyć pralkę i suszarkę. Koniec z ręcznym praniem w wannie i suszeniem na klimatyzatorze jak to się zdarzało wcześniej. Tylko żelazka jeszcze nie opanowałem i chyba nie opanuję już nigdy. Skarpetki jeszcze potrafię wyprasować. Każda inna, bardziej skomplikowana rzecz (posiadająca rękawy lub nogawki) po prasowaniu wygląda gorzej niż przed.



Proszku oczywiście kupić zapomniałem. Wszędzie daleko, ja bez samochodu. Trzeba było sobie jakoś radzić.
Darmowa, hotelowa chemia sprawdziła się idealnie. Od razu zrobiłem zapas na kilka miesięcy do przodu ;-)

Komentarze

  1. Dobra wymowka z tym
    Telefonem z toalecie ;) napisalbys po prostu, ze jestes uzalezniony :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wymiana żarówki Jeep Grand Cherokee WK2 - instrukcja prawdziwa

Przylot

Delegacja z Polski