Bartek
Na stacji CTA (takie coś pomiędzy pociągiem a metrem) spotkałem Bartka.
Tego dnia widzieliśmy się w pracy, a mimo to nie poznał mnie (pewnie przez kaptur, ale przecież oboje byliśmy w kapturach, a jednak ja go rozpoznałem). Dwa razy próbowałem się przywitać. Bezskutecznie. Bartek patrzył w dal udając, że mnie nie widzi ani nie słyszy.
Zacząłem myśleć, że coś z nim nie tak. Może zimno zaszkodziło (było -8 stopni), może się przepracował...
Wreszcie, trochę zirytowany trzepnąłem go w ramię, chociaż "trzepnąłem" to może za dużo powiedziane. To było bardziej delikatne muśnięcie, takie koleżeńskie, tylko po to żeby zwrócić uwagę.
Bartek zamiast otrząsnąć się z letargu, teatralnie upadł na ławkę, poczym szybko wstał, nie mówiąc przy tym ani słowa. Jedyne co osiągnąłem to, że przestał patrzeć w dal. Teraz przyglądał się swoim butom.
W tym momencie nadjechał pociąg. Odwóciłem na chwilę głowę, i ta chwila wystarczyła żeby Bartek zniknął. Zobaczyłem go kilka metrów dalej jak biegnie w kierunku lokomotywy.
Nie chciało mi się go gonić.
Następnego dnia w pracy przypomniałem mu całą historię. Liczyłem na to, że wytłumaczy się ze swojego dziwnego zachowania. Wytłumaczył się. Okazało się, że wyszedł z pracy godzinę wcześniej niż ja, więc nie mieliśmy szans spotkać się na stacji. Na dodatek był w stanie to udowodnić.
Nigdy więcej nie spotkałem bartkowego sobowtóra, nie było więc okazji przeprosić za pomyłkę.
Tego dnia widzieliśmy się w pracy, a mimo to nie poznał mnie (pewnie przez kaptur, ale przecież oboje byliśmy w kapturach, a jednak ja go rozpoznałem). Dwa razy próbowałem się przywitać. Bezskutecznie. Bartek patrzył w dal udając, że mnie nie widzi ani nie słyszy.
Zacząłem myśleć, że coś z nim nie tak. Może zimno zaszkodziło (było -8 stopni), może się przepracował...
Wreszcie, trochę zirytowany trzepnąłem go w ramię, chociaż "trzepnąłem" to może za dużo powiedziane. To było bardziej delikatne muśnięcie, takie koleżeńskie, tylko po to żeby zwrócić uwagę.
Bartek zamiast otrząsnąć się z letargu, teatralnie upadł na ławkę, poczym szybko wstał, nie mówiąc przy tym ani słowa. Jedyne co osiągnąłem to, że przestał patrzeć w dal. Teraz przyglądał się swoim butom.
W tym momencie nadjechał pociąg. Odwóciłem na chwilę głowę, i ta chwila wystarczyła żeby Bartek zniknął. Zobaczyłem go kilka metrów dalej jak biegnie w kierunku lokomotywy.
Nie chciało mi się go gonić.
Następnego dnia w pracy przypomniałem mu całą historię. Liczyłem na to, że wytłumaczy się ze swojego dziwnego zachowania. Wytłumaczył się. Okazało się, że wyszedł z pracy godzinę wcześniej niż ja, więc nie mieliśmy szans spotkać się na stacji. Na dodatek był w stanie to udowodnić.
Nigdy więcej nie spotkałem bartkowego sobowtóra, nie było więc okazji przeprosić za pomyłkę.
Komentarze
Prześlij komentarz